Chcesz być kochanym? Każdy chce. Skąd więc takie pytanie? Bo nie każdy chce się do tego przyznać. Moim zdaniem to pytanie jest równoważne pytaniu: chcesz być szczęśliwy? Znowu: każdy chce. Ale mało kto potrafi to zadeklarować. Nie chodzi nawet o publiczną deklarację. Sami przed sobą nie potrafimy się przyznać, że marzymy o poczuciu szczęścia. Dlaczego? Zadaj to pytanie sobie: co powoduje, że nie potrafisz przyznać, iż chcesz być kochany, szczęśliwy?
Mądry nie prosi o księżyc?
Masz już swoją odpowiedź? Czy brzmi podobnie do: Szkoda czasu na mrzonki? Pewnie jak spora część z nas uważasz, że na tym łez padole nie można zaznać szczęścia. Mam wrażenie, że to bardzo powszechne przekonanie. Ale przekonania bardzo wpływają na nasze zachowania i oczekiwania (patrz: Błędne koło przekonań). Jeśli uważasz, że szczęście jest nieosiągalne: to nie masz szans na jego osiągnięcie (Nie potrafisz?).
Być kochanym a choroba sieroca
Dzieci, które nie są kochane, wpadają w chorobę sierocą. Dla mnie to dowód, że potrzeba bycia kochanymi jest w nas wbudowana. Przecież małemu dziecku nikt nie wmawia, chciej być kochanym. Jednak wiele osób nie doświadcza prawdziwej miłości w dzieciństwie. Zamiast tego otrzymują wymagania, wygórowane oczekiwania. Z czego w późniejszym czasie wynika wniosek: na miłość trzeba zasłużyć, zapracować. Ale często nawet największe starania nie przynoszą skutku. Choćbym stanął na głowie, to i tak nie dostanę miłości. Trudno się z tym pogodzić. Zaczyna się więc okłamywanie samego siebie: nie potrzebuję, nie chcę być kochany. Wtedy przynajmniej brak miłości wydaje się mniej bolesny.
Być kochanym? Nie musisz na to zasłużyć
Znasz osoby, które mieszkają ze zwierzętami? I co stwierdzasz? Przywiązanie zwierzęcia do opiekuna? I odwrotnie? Ja częściej dostrzegam miłość zwierzaka do człowieka. Czasem człowiek jest dla zwierzęcia surowy, wymagający. Ale zwierzakowi nie przeszkadza to, że właściciel nakrzyczał, szarpnął smyczą, nie pozwolił zrobić tego, co zwierzę chciało. Za chwilę ten zwierzak i tak przybiega do swojego pana i się łasi. Dla mnie to przykład miłości, która nie pamięta złego.
Wyczytałem gdzieś, że jedyna rzecz, jaką człowiek otrzymuje od zwierzęcia to miłość. W zamian za to my robimy dla nich wszystko: karminy, poimy, wyprowadzamy na spacery, leczymy, szczepimy, kąpiemy itp.
Chcesz być kochanym? Komu dajesz miłość?
Może warto uczyć się od zwierząt? Dawaj miłość, nie pamiętając złego. Wiem, że to trudne. Ale przecież zwierzaki to potrafią. I właśnie w ten sposób zdobywają naszą miłość. Bo akceptują nas takimi, jakimi jesteśmy.
Z drugiej strony zastanów się: czy kochasz sam siebie? Jeśli nie, to pewnie wynika to z przekonania, iż nie jesteś wart miłości. Jak więc inni mają Cię kochać?
A kochasz siebie?
Jeśli chcesz być kochanym, najpierw zastanów się, czy Ty kochasz siebie. Spotykam czasem młodych ludzi wyglądających na zakochanych. Ale zdarzają się też pary, które mnie dziwią: Jak tak ładna mądra dziewczyna może wytrzymać z takim nadętym bufonem? Sądzę jednak, że poznałem już odpowiedź na to pytanie. Bufon skupia się na swoich zaletach, eksponuje je, o nich mówi, nimi zdobywa uznanie. Jest pewny siebie, radosny. Kocha siebie. I to przyciąga innych.
Czy można się pokochać? Można. Przeciwstawiając się wewnętrznemu krytykowi, który wmawia Ci, że nie jesteś wart miłości. Ale wystarczy skupić się na swoich mocnych stronach (patrz: Siła czy wada?), budując poczucie własnej wartości np. poprzez Twoją listę sukcesów, podnosząc swoje samopoczucie na co dzień, np. przez ćwiczenia opisane w tekście: Emocje, cz.1.
Pokochaj siebie, a zaczną Cię kochać inni. Wierzysz w to? Od czego zaczniesz swoją drogę do pokochania siebie?
Drogi Krzysztofie,
czy rzeczywiście wszyscy chcą? Czy wszyscy o tym myślą? Zastanawiam się także, czy porównanie uczucia miłości do uczucia szczęścia, nie jest nadużyciem.
Dla przykładu: bycie podziwianym daje szczęście, pomoc innym, rozwój osobisty, ciekawa rozmowa, porozumienie, szybka jazda samochodem, obcowanie z przyrodą, wiarą. A nie są to przecież sytuacje, w których ktoś okazuje nam miłość. Ponadto myślę, że dawanie miłości może obdarowywać obie strony. Bo miłość to jest coś, co jest pomiędzy, a nie tylko ofiarowane w jedną stronę. Więc dawajmy, po prostu dawajmy. A jeśli ktoś i nas obdaruje (będzie nam z pewnością miło) choć do szczęścia, droga pewnie jest dużo bardziej złożona.
Ponadto, zabawny fragment 'który Ci wmawia, że nie jesteś warta miłości’. Czemu w rodzaju żeńskim?
Dziękuję Ci także za Twoje artykuły i, choć piszę pierwszy raz, i może wiele osób jeszcze się na to nie zdobyło, to jestem pewna, że wielu osobom Twoje teksty bardzo pomagają zrozumieć siebie. Ja, po każdym, czuję jakbym zjadła zdrowy, pełnowartościowy posiłek. Czuję się silniejsza emocjonalnie.
Dziękuję.
Droga Marto,
dziękuję za Twój komentarz. Rozumiem, że tekst Cię poruszył. Cieszę się, że wyrażasz swoje zdanie. Uważam, że dyskusja osób o różnych spojrzeniach na to samo zagadnienie, ubogaca. Rzecz jasna, w swoich tekstach przedstawiam swoje poglądy. Nie aspiruję, że są uniwersalne, 'że mam patent na prawdę’. Chcę raczej prowokować do refleksji o temacie, który poruszam.
Czy rzeczywiście wszyscy chcą być kochani? Nadal tak uważam. Co nie znaczy, że wszyscy chcą się do tej potrzeby przyznać. Myślę też, że są tacy, którzy zablokowali sobie kontakt z tą potrzebą. Więc świadomie przestali już pragnąć miłości (ale ta potrzeba nadal w nich jest). Podobnie jak niektórzy mężczyźni zablokowali sobie dostęp do swoich emocji (bo 'chłopaki nie płaczą’).
Miłość i szczęście. Zacznę od podania 'mojej definicji szczęścia’. To 'spokój głębi oceanu’. Stan, w dużym stopniu, niezależny od tego, co się aktualnie wokół mnie dzieje. Mogę być szczęśliwy mimo kłopotów finansowych, złej pogody, bólu zęba. Bo, w głębi serca, wiem, że to przejściowe drobiazgi. W tym sensie, przykłady, które podałaś, ja nazwałbym radością, zadowoleniem, 'chwilami szczęścia’. W odróżnieniu do 'szczęścia trwałego’.
Uważam, że 'prawdziwa miłość’ daje takie poczucie 'trwałego szczęścia’. Z drugą osobą przy boku: niczego się naprawdę nie boję.
Miłość jako relacja. Zgoda. Uważam też, że może to być relacja jednostronna: kocham nie będąc kochanym. Przy czym bardziej odnoszę ten tekst do miłości rozumianej jako greckie pojęcie agápe (miłość głęboka) niż jako eros (miłość fizyczna, fascynacja). W tym kontekście, obdarowanie taką miłością traktuję jako coś znacznie większego niż 'jest mi miło’. Ale, i tego jasno w tekście nie napisałem, żeby można to było określić szczęściem, to ta relacja powinna być zwrotna: jestem kochany i kocham.
Nie twierdzę, że 'tylko miłość może dać szczęście’. Raczej, że 'miłość daje szczęście’.
Co do rodzaju żeńskiego. Starałem się pisać swoje teksty używając (w zdaniach skierowanych bezpośrednio do czytelników) na przemian rodzaju męskiego i żeńskiego. Choć przyznam, że uważam, iż kobiety częściej niż mężczyźni przyznają się do potrzeby bycia kochanymi.
Wzruszyłem się czytając Twoje podsumowanie moich tekstów. Dziękuję Ci za nie. To mi pomaga myśleć, że moje pisanie ma sens.
Pozdrawiam Cię ciepło
Witam,
moim udziałem stała się ciekawa sytuacja: moja żona (i matka moich 3 dzieci) postanowiła spełnić swoje najgłębsze marzenia. I przeniosła się, beze mnie, na wieś.
Gdy wyrażałem przez telefon swoja tęsknotę, ona ucinała rozmowę. Gdy prosiłem o powrót, stawiała warunki. Gdy wróciła, uciekła po 5 tygodniach.
Wiem, że jest socjopatką. Czyli, że szans nie ma.
Jak więc pogodzić moje pragnienie miłości z tym, że matka moich dzieci już mnie nie kocha? A zerwanie kontaktu z nią ze względu na dzieci (są ze mną) nie wchodzi w rachubę?
Adamie,
Dziękuję za zaufanie.
Nigdzie nie stawiam tezy, że będziesz kochany przez osobę, od której oczekujesz miłości. Na to nie ma gwarancji.
Z drugiej strony: skąd teza, że Żona Cię nie kocha? Bo nie spełnia Twoich oczekiwań? A może nie okazuje Ci miłości w Twoim języku? Sprawdź, czy Ona nie okazuje Ci miłości innym językiem niż Ty oczekujesz: https://skris.pl/5-jezykow-milosci/.
A jak Ty okazujesz miłość swojej Żonie? Jakim językiem? A czy wiesz jakiego języka miłości Ona pragnie?
Proponuję rozmowę z Żoną o tym jakim językiem chce być przekonywana, że Ty ją kochasz. A potem wprowadzenie w życie zmian w Twoim sposobie okazywania miłości.
Moja Żona np. powiedziała mi, że za mało Ją chwalę. I teraz rozliczam się codziennie z tego ile razy Ją pochwaliłem.
Trzymam za Ciebie kciuki
Krzysztof
Witam,
w pierwszym odruchu pomyślałem: Tak, masz rację!
Ale po głębszym namyśle stwierdziłem jednak, że byłoby to już wchodzenie w przemocową relację. Nigdy żonie nie skąpiłem ani słów, że jest piękną, inteligentną, fascynującą kobietą. Ani gestów, ani (jak to ona wyraziła) maślanego spojrzenia. To niemal wyłącznie ja inicjowałem dotyk, przytulenie, głaskanie do snu. Wyrażałem chęć spędzania czasu w łóżku. A tam (zawsze jutro!) to ja byłem naglony do pośpiechu (!). Zmywam, robię zakupy, odkurzam, prasuję. Zajmuję się dziećmi i ich szkołą.
Już w kryzysie, w październiku, dzień w dzień miała robiony przeze mnie obiad (zawsze o tym mówiła, tyle, że wtedy tego już nie doceniła). Prezenty: tu jest najgorzej. Po 12 latach pobytu żony w domu z dziećmi (jej decyzja), nagle zaczęła wypominać mi to, że nie mamy swojego gniazda, co jako mężczyzna jestem jej absolutnie winien. A w grudniu, z lubością opowiadała o koleżance, której dostał się pierścionek zaręczynowy o wartości ponad 10 tys. zł, na który mnie (według jej słów, 'biedaka’) nigdy stać nie było.
To, że w sierpniu sfinansowałem jej wyprawę na Białoruś (w mało szczęśliwym jak wiadomo okresie), stało się zaś tylko powodem do komentarza, że 'w końcu po wielu latach otrzymała coś, co jej się zawsze należało”. Tak samo należało się finansowanie jej zachcianek, długów itp. Wszystko, niestety, bez rewanżu (bez prezentów, czułości, słów, dotyku, uznania moich zainteresowań, z coraz rzadszym, mniej urozmaiconym i coraz bardziej niechętnym współżyciem). A co do tego:
https://skris.pl/pliki/Analiza-trudnej-sytuacji-w-relacji.pdf – to niestety 'Ona nic nie musi’.
A jeśli ktoś ciekawy szczegółów relacji, to więcej zawarłem tu
https://psychologiazycia.com/narcystyczna-samica-jak-wyglada-zycie-u-boku-narcystycznej-kobiety/ (wypowiedź z 30-01-2021)
Adamie,
Rozumiem. W takim razie pozostaje pierwsza część mojej odpowiedzi.
Nigdzie nie stawiam tezy, że będziesz kochany przez osobę, od której oczekujesz miłości. Na to nie ma gwarancji.
Być może nie otrzymasz wyrazów miłości od Twojej Żony. W każdy razie nie takich jakich oczekujesz. Co nie znaczy, że nie możesz być kochany. Może Ona Cię kocha „na swój sposób”? Nie wiem.
Ale można być kochanym przez inne istoty. Mnie np. bardzo dużo daje miłość okazywana przez zwierzęta (mamy dwa koty i psa). Oczywiście piszę o miłości rozumianej jako greckie pojęcie agápe. Miłości, która polega na dążeniu do tego, aby druga strona była szczęśliwa. Jestem przekonany, że ten obszar nie jest dla Ciebie zamknięty.
Tego Ci życzę. Abyś odnalazł w swoim życiu istoty, które chcą Twojego szczęścia.
Pozdrawiam
Krzysztof
Widzisz Adam. Jestem dokładnie w tej samej sytuacji. Prawie 20 lat trwania 'jak pies’ bezwarunkowo (chyba, że było mocno zagrożone dobro jego lub innych) i dowiedziałam się że On mnie po prostu nie pokochał i już nie pokocha.
Czasu nie cofnę została tylko pustka.