Uważasz, że mowa jest nam dana po to, aby się komunikować? W każdym razie większość z nas tak uważa. A co myślą osoby plotące, co ślina na język przyniesie? Że mowa jest po to, aby wypełniać pustkę? Pleść, co ślina na język przyniesie, oznacza gadać bez sensu, bez zastanowienia. Mówić, nie po to, aby się komunikować, ale aby być przy głosie. Znasz takie osoby? Ja znam. Frustruje Cię przebywanie z taką osobą? Mnie frustrowało. I nie tylko dlatego, że sam jestem gadułą 🙂 Frustrowało, ale (tak mi się wydaje) teraz frustruje mnie coraz mniej.
Stresuje Cię mewa, która plecie, co ślina na język przyniesie?
Mewy potrafią być krzykliwe. Natarczywe. Nie dają spokoju. Co wtedy robisz? Odganiasz mewę. A jeśli mewa wraca? Odganiasz ponownie. Znowu wraca? Odchodzisz w miejsce, gdzie mewa już Cię nie dopadnie.
Masz pretensje do mewy? Apelujesz do niej, aby przestała? Przekonujesz ją, żeby mówiła ciszej? Domagasz się, aby dopuściła Cię do głosu? Strofujesz ją, gdy nie czeka, aż skończysz swoją wypowiedź? Zakładam, że na wszystkie powyższe pytania Twoja odpowiedź brzmi: Nie.
Proponuję Ci zatem stosowanie strategii krzykliwa mewa w stosunku do osoby, która plecie, co ślina na język przyniesie.
Twój stres to Twój problem
Jeśli ktoś, kto plecie, co mu ślina na język przyniesie, wywołuje Twój stres: to jest to Twój problem. Są przecież ludzie, których osoby gadające o niczym, nie frustrują. Przypominam: emocje biorą się z interpretacji faktów. Tzn. nie z samych faktów (skąd się biorą emocje?). Twój stres (złość, gniew itp.) wynika z Twojej interpretacji zachowania danej osoby. Jaka jest ta interpretacja? Najczęściej: ona mnie nie szanuje, opowiada głupoty, nie słucha mnie, nie zwraca uwagi na to, co mówię itp.
Prawda o osobach paplających, co im ślina na język przyniesie
Z moich obserwacji wynika, że najczęściej są to osoby, delikatnie mówiąc, uzależnione. Uzależnione od gadania. To schorzenie może przybierać formę słowotoku. Ale są też formy łagodniejsze. Zorientujesz się, w pewnym momencie, że taka osoba wcale nie chce nawiązywać dialogu. Nie zależy jej na odpowiedziach drugiej osoby. Wręcz przeciwnie: odpowiedzi jej przeszkadzają. W największe zdumienie wprawiło Cię pewnie to, że, w gruncie rzeczy, nie zależy jej na tym, by słuchać jej z uwagą. Pleciuga potrzebuje tylko kogoś, kto jest w zasięgu jej głosu. Aby snuć coś w rodzaju zapętlającej się opowieści ze słów, które ślina na język przyniesie. Opowieści, która nie musi być logiczna. Ale która może, nawet co chwilę, zmieniać temat. Tu nie chodzi o treść. Chodzi o niepowstrzymaną potrzebę wypowiadania słów.
Na czym polega problem?
Pewnie podobnie jak ja traktujesz takie osoby zbyt poważnie. Chcesz ich słuchać. Rozumieć ich wypowiedzi. Dopytujesz o szczegóły. Irytujesz się, gdy ignorują Twoje pytania. Jesteś zły, gdy pomijają Twoje uwagi porządkujące. Itp. Ale gdy zorientujesz się, że nie musisz słuchać ze zrozumieniem: życie stanie się łatwiejsze. Postarasz się wtedy wyłączyć. Np. myśleć o czymś innym. Ostatecznie nawet zaczniesz czytać książkę. Okaże się, że to nie wzbudza sprzeciwu osoby, która plecie, co ślina na język przyniesie.
Jeśli nie umiesz się wyłączyć?
Wtedy informujesz, że temat Cię nie interesuje. Potem powtarzasz. Wreszcie odchodzisz, żeby już nie słuchać takiej osoby, która mówi wszystko, co ślina na język przyniesie.
A co aktualnie robisz w takich sytuacjach?