Czym ryzykuje trener? Np. tym, że zostanie nisko oceniony. Sądzę, że każdy trener jest oceniany. Czasem przez osoby, które trenuje. Często przez tych, którzy za jego usługi płacą. Ja często prowadzę warsztaty, w których uczestniczy też sponsor. W ten sposób może on osobiście doświadczyć tego, co przekazuję innym na warsztatach. Ale o ocenę proszę wszystkich uczestników. Poprzez anonimowe wypełnienie ankiet. A ich wynik ma dla mnie znaczenie.
Gra pod publiczkę
Ocenianie przez uczestników może przynieść zarówno pozytywne, jak i negatywne rezultaty. Może trenera doprowadzić do konkluzji, że uczestnicy powinni go polubić. To spowoduje, że otrzyma wyższe oceny. Stąd już bardzo blisko do niebezpiecznego podejścia: przypodobać się uczestnikom. Inaczej mówiąc: podlizywać się im. W rezultacie może nie wymagać od uczestników zbyt dużego wysiłku na warsztacie. Wtedy trener nie ryzykuje, że go znielubią. Innymi słowy: nauczy mniej, niż mógłby nauczyć. A mimo to może zostać lepiej oceniony od trenera, który więcej wymagał.
Jak sobie z tym radzić? Mnie pomaga refleksja, że lepiej wspominam nauczycieli wymagających, którzy mnie czegoś nauczyli od tych, którzy byli pobłażliwi. Dlatego na warsztacie mówię otwarcie: Chcę Was jak najwięcej nauczyć w czasie warsztatu. Ale to oznacza, że trzeba będzie włożyć w to trochę wysiłku. Samo się nie nauczy. Z drugiej strony: jestem wyczulony na oczekiwania uczestników. Każdy warsztat rozpoczynam od spisania ich oczekiwań. I już na początku otwarcie mówię, których oczekiwań nie będę mógł spełnić (i dlaczego). Ponadto w moich ankietach występuje pytanie: Jak prowadzący reagował na zgłaszane oczekiwania uczestników? W tej kategorii zwykle dostaję najwyższe oceny. Mediana: 9 lub 10 (w skali 0-10). Patrz: Rekomendacje (w dolnej części: dotyczącej warsztatów).
Czym ryzykuje trener? Jaki jestem mądry
Jeśli trener prowadzi ten sam warsztat wiele razy, to słyszał już wiele pytań. Po pewnym czasie zauważa, że niektóre pytania się powtarzają. Więc modyfikuje swój warsztat, aby jaśniej temat przedstawić. Ale wracają ciągle te same pytania, a nowych interesujących brak.
Co się dzieje w umyśle trenera, gdy słyszy to samo pytanie zadane po raz setny? Ratunku. Ile razy można to tłumaczyć?! Przecież przed chwilą wyjaśniłem to na trzy różne sposoby. A ten nadal nie rozumie. Coraz mniej inteligentni ludzie przychodzą na moje warsztaty. Rzecz jasna to wszystko odbywa się (zazwyczaj) podświadomie. Ale na zewnątrz takie myślenie manifestuje się w zachowaniu, tonie głosu: da się wyczuć lekceważenie pytającego. A uczestnicy warsztatu to zauważają. W konsekwencji trener ryzykuje tym, że pojawią się niższe oceny w ankiecie. Nie tylko w kategorii: jak reagował na oczekiwania. Ale znacznie ważniejsze jest to, że uczestnicy boją się zadawać pytania. W ten sposób mniej zyskają z udziału w warsztacie, niżby mogli, gdyby aktywnie w nim uczestniczyli.
Jak sobie z tym radzić? Ja analizuję wyniki ankiet. Czytam też uwagi do prowadzącego (mam takie pole w ankiecie). Gdy widzę, że ludzie poczuli się lekceważeni: jest to dla mnie ostrzeżenie. Przed następnym warsztatem świadomie spędzę kilka minut na przypomnieniu sobie, abym chwalił za każde zadane pytanie. Dzięki temu ponownie uświadomię sobie, że uczestnicy stykają się z tematem po raz pierwszy. A ja pracuję nad nim od lat.
A jakie są Twoje sposoby na uniknięcie trenerskiej rutyny?